Jutro kwiecień, lany poniedziałek, a za oknem hałdy śniegu. Chyba wszyscy mają dość, a jeśli zapachy to dla kogoś pasja to zimy już na pewno za dużo zimna.
Ludzie najprościej podzielą zapachy na letnie i zimowe lub dzienne i wieczorowe. Jeśli przeanalizować podział na pory roku to jednak nie jest to takie oczywiste. Mocne, słodkie, ciężkie = zimowe? Zbyt duże uogólnienie. Automatycznie jeśli za oknem mróz dobieramy takie zapachy ale czy wychodząc z domu resztę dnia będziemy na dworze? Raczej większość po chwili znajduje się w pracy, szkole itp i wtedy można się samemu udusić. To może psikać odzież zewnętrzną? No ok, ale co? wtedy na ciało drugi, lżejszy zapach? Osobiście w zimę relatywnie mało aplikuję – powiedzmy po 2 strzały na kurtkę i ciało i uważam, że dobrze się to sprawdza (szczególnie na trasie spacer-komunikacja miejska-spacer-szkoła-…).
Większą niedogodnością jest testowanie nowych zapachów. Moim najlepszym miejscem są dłonie jednak w zimie takie testy nie są wygodne. Po pierwsze jest zimno, a Ty nie możesz włożyć rękawiczek. To też utrudnia dobre przetestowanie zapachów lekkich, które nie mają mocy na mrozie. Po drugie czasami pada śnieg (deszcz). Po trzecie długie rękawy kurtki (bluzy) rozcierają zapach przy każdym ruchu. Nie wspomnę już o tym że nie ma możliwości aplikacji trzeciego zapachu (u mnie jest to miejsce przed zgięciem łokcia). Tak więc uważam, że jeśli chcecie dobrze poznać jakiś zapach najlepszym miejscem będzie domowe zacisze i test lokalny. Później test globalny i sprawdzamy w warunkach normalnych. A jeśli chcemy chodzić po perfumeriach i poznawać zapachy to najlepiej wiosną. Z jakąś fajną doradczynią.