Szczerze mówiąc, to ja nie znam takich osób, o których pisze RoQ.
Stawiasz tezę, że znakomita większość chce pachnieć na kilometr, w dodatku zwracasz uwagę, że Polakom brakuje kasy, to lubią się potężnie spryskać. Ciekawe spostrzeżenie, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że mieszkasz w Londynie.
Ja mieszkam w Warszawie, jeżdżę do pracy na co dzień komunikacją, bo szybciej i taniej niż samochodem. Jedyny zapach jaki mnie morduje, to ten, gdy w komunikacji siedzi pijak, który popuścił w majtki i nie mył się z rok. Drugi przypadek to taki, gdy zamordował mnie w zimie fan Acqua Di Gio. Trzeci przypadek to facet w średnim wieku wypsikany Le Male - trochę go poniosło. Poza tymi przypadkami nikt mnie nie zadusił, a czułem różne zapachy. A*Men, Joop!, świeżynki, Brutal, Wars, Kouros (tak, od faceta około 40 lat w autobusie), Gucci i inne. Więc IMO ponosi Cię wyobraźnia RoQ, ale to przecież nie pierwszy raz, prawda?
Rozumiem Twoje wnioski i się z nimi zgadzam, bo sam źle czułbym się, gdybym pachniał na kilometr. Owszem, jest to nieeleganckie. I tak jak mówisz, zapachy typowe dla middle class typu Creed, Penhaligon's, Geo F. Trumper odznaczają się dobrą trwałością, ale umiarkowaną projekcją. Absolutna racja, bo trochę ich poznałem.
Ale nie ma nic złego w używaniu mocnych zapachów. Trzeba tylko dobrać aplikację tak, żeby nie zabić otoczenia. No i przede wszystkim, osób które mordują zapachów nie ma wiele. Częściej mordują starsze Panie, wypsikane kwiatowymi dusicielami niż mężczyzni. Ci starsi raczej śmierdzą potem, niż perfumami.
Żeby była jasność, zgadzam się co do używania perfum w ciągu dnia, ale nie podzielam Twoich obserwacji. A tak jak napisałem, ja jestem w Warszawie, a Ty w Londynie, więc któryś z nas nie zna tych Polaków, o których piszemy