Zdaję sobie sprawę, że kładę właśnie głowę pod topór, ale nie mogłem się powstrzymać.
Od dłuższego czasu zastanawiam się, skąd taki pęd młodych ludzi do zapachów z zabijającą projekcją. O ile w przypadku zapachów typowo klubowo-imprezowych to nie przeszkadza, a często jest wręcz pożądane, zważywszy na ogromną „konkurencję” innych samców na rykowisku, to zupełnie nie pojmuję, dlaczego znakomita większość uwielbia pachnieć na kilometr w normalnym, codziennym życiu. W pracy, w sklepie, w bibliotece...
Przecież to jak ubrać seledynowy sweterek i założyć lampkę z karetki pogotowia na głowę. A gdzie smak, wyczucie, elegancja, i wreszcie – klasa? Nie zauważyliście, ile osób krytykuje niektóre, zwykle drogie, niszowe zapachy, czy choćby Creed’a za słabą projekcję?
Ludzie którzy od lat zajmują się komponowaniem zapachów dla elit i raczej klasy średniej, a sądzę, że to jest właściwy „target” (nienawidzę tego słowa) dla np. Creed’a, wiedzą, że gentleman nie może walić zapachem przez trzy czwarte restauracji, bo to jest przede wszystkim.. wieśniackie Owszem, elegancja i klasa z czasem troszkę się wyluzowała, ale nie na tyle, żeby zabijać skoncentrowanym smrodem. Czuję, że wyraz "subtelność" stanie się anachronizmem i z czasem zniknie ze słowników.
Czasem zdarza mi się obijać się o ludzi z tzw. middle class i co mnie w nich zachwyca, że z początku wcale nie czuję, czym pachną, ale czuję, że na pewno nie śmierdzą Dopiero, kiedy mijam się z kimś, przywitam, ten ktoś zrobi jakiś gwałtowniejszy ruch, wtedy do moich nozdrzy dociera (przeważnie) coś unikatowego. Taka mini chmurka skondensowanej klasy nosiciela. Od razu znajduję swoje miejsce w szeregu.
Może jestem zbyt konserwatywny, ale nie wyobrażam sobie siebie, żebym kupując pomidory na bazarze, walił np. A*Manem w środku lipca, a takie rzeczy już widziałem. Nie uważacie, że taka demonstracja, przypomina elegancję Cygana, który wygrał milion w totka? Elegancja bogatego, czarnego rappera z Nowego Jorku też nie jest moją bajką.
Reasumując, myślę, że najłatwiej jest kupić zapach, ale jak go nosić, to już wyższa szkoła jazdy.
Oczywiście, można zignorować wszelkie zasady, pomachać flagą "wolności" i napisać o wolnej amerykance, ale każde dziecko wie, że najprościej jest olać wszelkie zasady, zamiast je stosować. Bo po co się pocić?
I nie twierdzę, że jestem guru w tych sprawach. Ja tylko dzielę się przemyśleniami. W imię wolności słowa.
A teraz możecie obrzucić mnie jajkami...