Ogólnie - owszem. W dziedzinie branży perfumeryjnej - nie. (Przez ostatnich 20 lat takiego kogoś nie spotkałam.)
Wersja do druku
Dla mnie wstrętny jest Oscar - Oscar de la Renta. Tak samo nie lubię Intrusion - tej marki, ale nie mogę napisać, że takie są wszystkie wody zrobione w latach 70/80/90, bo to jest nieprawda.
A wiem, bo bardzo wiele ich poznałam (i wiele chcę poznać).
Po prostu - nie cierpię pewnych nut, czy połączeń, nie lubię jaśminu (lubię w arabskich, choćby i tych tanich kompozycjach), konwalii (ale lubię Iceberg - Parfum), bzu (lubię Royal Bain de Caron - Caron), czasem róży (choć na ogół kocham różane wody, choćby: Stellę - Stelli McCartney, czy Tamango - Leonarda, Ma Griffe - Carven) i tyle, nie dorabiam do tego ideologii.
Red - Giorgio Beverly Hills - może i dosadne, ale używane czasem i lekką ręką (jedna kropelka) i w świetnym humorze - są bardzo ciekawe...
Czy Mitsouko, Bandit, czy Parfum de Peau, czy Chamade nazwę dosadnymi - nigdy w życiu! Perfumy oceniam po nutach - nie z góry.
Można coś lubić, nie lubić, a nawet totalnie nie cierpieć, ale najpierw trzeba poznać, nie da się wrzucić pachnideł z tych lat do jednego worka, natomiast, nie da się ukryć, że dzisiejsze kobiece wody robione są na jedno kopyto, są bardzo wygładzone, by każdy mógł nazwać je pięknymi, delikatnymi - najlepiej noszonymi do biura - nie przeszkodzą nikomu... (no, mnie na pewno by wkurzył taki zapach, ale mniejsza o to)
Ja wąchając coś z niszy, czy z mainstreamu, myślę (jak o filmie, książce, czy muzyce) ale to już było...
Louve - pięknie nam się tu otworzyłaś - każda kolejna Twoja wypowiedź zaskakuje mnie na plus (+)
zdecydowanie nie doceniałem Pani!!!
Fairy - cenię Cię z wielu powodów - jesteś takim aromatycznym "dinozaurem", odpornym na chałturę/komercję/dekadencję - górnopółkowe zapsucie cenowe ;)
kurde - i może być miło ?!?! ;)
Heh... a ja sądziłam, że dawno mnie doceniłeś, przecież kiedyś ględziłam o tych pachnidłach często :D
A może to prima aprilis? :P
Brawo dla Fairy - wiele skorzystaliśmy z jej wiedzy:-)))